Projekt samo_się #1 - Mokra robota
![]() |
Mokra robota |
Ale... Już poprzednia edycja rozgrzała moje szare komórki, i wtedy zastanawiałam się, jakbyśmy mogły uczestniczyć. Teraz więc nie odpuszczę, chociaż mózgownica oporna, i chciałaby tylko powtarzać to, co zobaczyła...
W tym tygodniu
Tata był delikatnie mówiąc nieosiągalny. A jak już był, to miał inne rzeczy na głowie niż cykanie nam fotek, więc poradziłyśmy sobie same.
Jak tylko przeczytałam temat pierwszego zadania, pomyślałam, podobnie jak Alina. Jej rewelacyjna relacja z tego etapu, i paplająca się w wodzie Lilka była świetna. Podobnie jak Mama od Córki pomyślałam, że chodzi o robotę :-)
Ale jaka robota?
Nasza łazienka na parterze, z której aktualnie korzystamy, to pomieszczenie malutkie, więc odpada. Na podwórko jeszcze za chłodno, choć razem z Zosią podlewamy ogródek, to jeszcze raczej w suchych ubraniach, bo mogłoby to się skończyć słabo, więc zostaje nam kuchnia.
A jak kuchnia to gotowanie
A jak gotowanie po poznańsku, to? Pyry!
Zwykle robię to sama, przy blacie. Tym razem 'zeszłam niżej', żebyśmy mogły trochę razem się nad tematem rozprawić :-)
To taka brzydka pomarańczka? |
Hmm... a tutaj już czyste... |
Zośka asystowała mi przy operacji zwanej obieraniem ziemniaków :-) co prawda głównym punktem zainteresowania było wzięcie ziemniaka do buzi, bo dziąsełka swędzą, ale staram się jej zabierać, bo przecież surowe ziemniaki, to sposób na wywołanie gorączki.
A jak to smakuje? |
Tak czy inaczej, ziemniaczki obrane, nawet Zosia trochę nam podjadła. Rajtki były mokre, buzia też. No i uśmiech był, a to chyba najważniejsze :-)
Już dobrze... Nie będę jeść... |
Pierwsze podejście za nami, mam nadzieję, że następnym razem, pójdzie nam lepiej :-) Nasze relacje co dwa tygodnie, choć następnym razem planuję zabrać się za to szybciej, żeby głowa była wolna od sugestii :-)
U mnie na pewno wszystko wylądowałoby na ziemi :D
OdpowiedzUsuńAle super to wymyśliłaś :):)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że też będziecie sprzątać, a tu taki fajny pomysł :):)
Podpisy do zdjęć rewelacyjne!
i tak fajnie to wymyśliłaś. mi się podoba w projekcie to, że pomimo podobieństw, każda wymyśliła coś ciekawego, co potem można wykorzystać do zabawy z dzieckiem. :)
OdpowiedzUsuńSuper pomysł widać, że mała zadowolona na maksa:) Lubię takie kobitki jak Ty , nie panikują, że woda się rozleje i będzie mokro. My z Julka jak była taka mała też rządziłyśmy z woda na całego:) Teraz to już wyższa szkoła jazdy: farby, ugniatanie ciasta, wskakiwanie do kałuży, chlapanie się w błocie. A co tam niech ma dziecko radochę. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku:)
OdpowiedzUsuńMiałam taką opcję też, ale udało się ogarnąć :)
OdpowiedzUsuńTe podpisy, to oddzielna historia. Dzięki temu kumasz klimat imprezy :P
OdpowiedzUsuńTak. My nieraz już zmuszone byłyśmy do robienia różnych rzeczy razem :)
OdpowiedzUsuńOj, a jak będzie pogoda na zabawy na mokro na podwórku, to dopiero będzie szaleństwo :)
OdpowiedzUsuńJasne, że najważniejsza radość naszych pociech co tam mokre rajtuzy, podłoga i ziemniak w buzi:) Cudowną miałaś pomoc i pewnie danie wyszło dzięki temu przepyszne tyle tej miłości dodałyście:)
OdpowiedzUsuńA ja znowu zaspałam... Widać samosię nie jest dla mnie ^^"
OdpowiedzUsuńFajną masz pomocnicę :)
fantastycznie, aż miło patrzeć:) pozdrawiam:):)
OdpowiedzUsuńOj pyszniutkie :) szczęśliwe dziecko - najważniejsze :D
OdpowiedzUsuńAle tym razem można robić tylko niektóre etapy :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo cud, że woda z garnuszka paneli nie zalała:D a ziemniaczki surowe smakują dzieciom, pamiętam, że ja jako dziecko, często je wcinałam:D
OdpowiedzUsuńJa muszę powiedzieć, że ja po prostu uwielbiam te zdjęcia Zosieńki z Twoimi podpisami. ;D
OdpowiedzUsuńMy ostatnio tez mieliśmy mokrą robotę. W zasadzie nie robotę, ale było bardzo mokro - moje dziecię po zabawie pustą miską na psie jedzenie uznało, że zabawa miską z psią wodą będzie tak samo wesoła. ;D
I Zosia nauczyła się, jak przygotowuje się część obiadu ;)
OdpowiedzUsuńAj tam, panele i tak już zalane były przed wprowadzką... Ja nigdy nie jadłam, bo mnie straszyli gorączką :)
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
OdpowiedzUsuńO kurcze, ale Ci zabawę ufundował :D i tak długo wytrzymał. A ostatnio stwierdziłam, że Dzieci lgną do psiegojedzenia. W markecie się przy czymś-tam zatrzymałam, niedaleko psiej karmy, Zosia w wózku, jak się rzuciła na tą torbę, mało z wózka nie wypadła :P
Oj my z Zosią na początku prawie wszystko robiłyśmy na podłodze :D
OdpowiedzUsuńA jakoś weny nie mam xD
OdpowiedzUsuńJa karmę jak pies nie zje w przeciągu godziny od podania to akurat (zgodnie ze stałym zwyczajem jeszcze sprzed pojawienia się dziecka) zabieram, bo wtedy normalnie je później swoją porcję na kolację i ładnie śpi, a przynajmniej nie ryzykuję, że dziecko dopadnie te "Scooby-chrupki". Wodę jednak musi mieć cały czas - cóż, takie ryzyko jak się posiada wyjątkowo ciekawskiego i lubiącego dreptać brzdąca. :)
OdpowiedzUsuńMoże na następny etap :)
OdpowiedzUsuńNiestety, albo stety... W końcu się nauczy
OdpowiedzUsuń